Na pytanie „Jak się o tym dowiedzieliście?” otrzymywałam wiele różnych odpowiedzi. Jedno było jednak dla nich wspólne. Liderzy z całej Polski wydeptali sobie drogę do Zwierzyńca swoją społeczną aktywnością.

 

Czwartek, 5. lipca. Bardzo długo czekałam na ten wyjazd, tym bardziej, że jako korespondentka Działasza nie mogłam uczestniczyć w nim od pierwszych chwil. Swoją liderówkową przygodę zaczęłam dopiero po pięciu dniach od rozpoczęcia liderskiej szkoły. A była to niesamowita przygoda…

 

Działaszowy start!

Kiedy przyjechałam, uczestnicy Liderówki byli już po części teoretycznej zajęć i powoli zaczynali stawiać czoła zadaniom praktycznym. Głównym wyzwaniem, które przed nimi stało, było przygotowanie eventu dla społeczności lokalnej Zwierzyńca.

Pierwszymi osobami spotkanymi po przybyciu na miejsce byli Madzia Sobczuk i Tomek Racławski. Ich pierwszym zadaniem było zorganizowanie jednego z narzędzi reklamowych – megafonu. W tym celu wyruszyli do tamtejszej parafii, dzięki czemu mieli możliwość zawarcia sojuszu z proboszczem. Sądząc po ich reakcjach – nie byli zbytnio zachwyceni tą znajomością, jednak był to jeden z pierwszych kroków, które zostały postawione na drodze do liderówkowego eventu.

Zaraz potem poznałam innych uczestników! Zanim jednak to się stało, zastanawiałam się, jak to jest możliwe, żeby w jednym miejscu zebrać 20 liderów i przeprowadzić wszystko tak, aby nie wyniknął z tego jakiś konflikt. Kiedy ich poznałam – stało się to dla mnie jasne. Tyle pozytywnej energii, chęci do działania i atmosfery przyjaźni na tak małym obszarze, że nie było mowy o większych spięciach. W tym wszystkim zgadzałam się z Amelią Osip, jedną z uczestniczek, która powiedziała mi: „Bałam się. Każdy tutaj przyjechał jako lider, więc bałam się, że ktoś będzie chciał być najlepszy. Tu jest dwudziestu najlepszych.”

 

„Misie moje bąbelisie!”

Zwierzyniec zapisał się w życiorysach wielu osób nie tylko z powodu warsztatów, zajęć czy nawet eventu. To też było ważne, ale w magii Liderówki tkwi coś więcej.  

„Z każdym dniem czułem się coraz lepiej” mówi jeden z liderów, Błażej Michalak. Ma to swoją przyczynę. Zuza Głogowska swoimi słowami wyjaśnia: „Ludzie tutaj są wyjątkowi, każdy jest inny. Super klimat!”. Do tego Natalia Sulewska dodaje: „Jestem osobą, która ciężko dostosowuje się do otoczenia, ale czuję się, jakbym znała ich od dawna.” To samo Kacper Biaduń: „Ja w ogóle czuje się, jakbym znał tutaj wszystkich od zawsze.”, a później, przy podsumowaniu dnia dodaje „Przed wyjazdem nie spodziewałem się, że spotkam tylu fantastycznych… tylu… samych fantastycznych ludzi!”.

Ja też. Ja też zanim przyjechałam, miałam obawy, że nie dam rady wbić się w grupę, która jest ze sobą któryś kolejny dzień, zdążyli się poznać, a ja będę obca. Chyba wszystkie moje przed-liderówkowe obawy się nie spełniły – ta również. Letnie Laboratorium Liderów „Liderówka” 2012 zrzeszało tak fantastycznych ludzi, że nie było mowy o jakimkolwiek „wyobcowaniu”. Wszyscy tworzyli jedną wielką paczkę przyjaciół – tak, jakby znali się od zawsze!

 

„Czas ucieka, event czeka!”

„Widząc energię, która w Was jest to czuję, że już jest sukces. Jestem przekonana, że wszystko wyjdzie”, mówiła Basia Rostek, trenerka.

Moim liderówkowym zadaniem było wypytanie liderów o… o wszystko. Jednak podczas przygotowań do eventu oni sami byli już tacy zajęci a przy tym na tyle zmęczeni, że momentami nie mieli siły na rozmowę ze sobą nawzajem, a co dopiero z małym, plączącym się działaszem! Ale pomimo to przygotowania trwały i szły pełną parą. Gdziekolwiek nie spojrzałam, tam zawsze ktoś coś robił. Jedni zajmowali się promocją, inni ćwiczyli piosenki, gdzieś indziej trwała praca nad filmikami… ogólnie rzecz biorąc nie było nudzącego się lidera.

Jednym z liderskich zajęć było przygotowanie do flash moba… no i oczywiście sam flash mob. Poszliśmy na zwierzyniecką plażę, gdzie jak gdyby nigdy nic siedliśmy między plażowiczami. Zabrzmiały gitary, obudziliśmy się. W rytmach T. Love, krzycząc na całe gardła „Chcę ci powiedzieć I love you, I love you, I love you, I love you” liderzy pokazali jaka drzemie w nich energia – a są jej niezliczone pokłady. Cała akcja została odebrana bardzo pozytywnie, czego potwierdzeniem może być chociażby fakt, że następnego dnia, już podczas eventu, przy stoisku muzycznym, razem z liderami grał jeden z plażowiczów! Akcja promocyjna odniosła sukces, więc można pracować dalej.

„Wszystko nam się uda, będzie ładnie i elegancko!” zaznacza Kasia Mnich, jedna z najbardziej żywiołowych liderek. W międzyczasie udało mi się złapać także Maćka Żegotę, który w przerwie między swoimi zajęciami (poza stwierdzeniami „Kiedy złapię oddech, będzie okej!”) powiedział, że po całej tej tygodniowej wędrówce, mimo ogromnego zmęczenia – nikt nie ma zamiaru zwolnić. Nie wszyscy jednak byli do końca pozytywnie nastawieni. Pojawiały się głosy, że „event jest za bardzo rozdrobniony” bądź inne obawy, jak to, że może nie starczyć czasu przy przygotowaniach lub że przyjdzie mało ludzi. „Większość z nas spodziewa się, że to będzie wielki festyn. Ja spodziewam się, że będą harcerze i może kilka osób z zewnątrz. Mam takie nastawienie, żeby się nie zawieść” mówiła Kinga.

 

 

„Piątki z zuchami!”

Przedostatni dzień liderówki, godzina 12.00. Event czas zacząć!

Michał z Mikołajem zajmują się promocją – chodzą po Zwierzyńcu i swoimi melodyjnymi głosami i chwytliwymi zaproszeniami zachęcają każdego do odwiedzenia parku Zwierzyńczyk. W tym czasie wszystkie stoiska są już prawie rozstawione. Pojawiają się pierwsi uczestnicy… Przy stoiku informacyjnym zbierają się pierwsze osoby, aż nagle… aż nagle przybiega zgraja małych zuszków z sąsiadującej koloni zuchowej ZHR. Wtedy zaczęło się na dobre! Ludzie widząc, że coś się dzieje, mimowolnie – nie dając rady swojej ludzkiej naturze – ze zwykłej ciekawości przychodzą sprawdzić o co chodzi. Tym sposobem każdy lider miał ręce pełne roboty a zarazem niesamowitą uciechę, że coś, na co pracowali cały tydzień – odnosi niesamowity sukces.

Zakończyliśmy event liderówkową piosenką. Zmęczenie było ogromne i  widoczne na twarzy każdego lidera. Pomimo tego jednak tekst „Więc rozchmurz się, jesteśmy liderami!/ Tylko tańcz, śpiewaj, graj/ razem z nami się baw!” był napełniony takimi pozytywnymi emocjami, taką radością, że długo, długo mi osobiście brzmiał jeszcze w głowie.

 

Samoocena

A jak swoją pracę oceniają liderzy? „Jestem zachwycona, że nam się udało. Odnieśliśmy sukces. Wiedziałam, że przyjdą harcerze, ale nie spodziewałam się, że przyjdzie tyle osób z zewnątrz i będą się tak dobrze bawić!” mówi Kinga. Kiedy zapytałam ją o to, czego się obawiała, odpowiedziała mi: „Nie rozważałam tego, że coś się może nie udać. Starałam się sobie udowodnić, że się uda – udało się!”. Michał Król oceniał: „Byłem zaskoczony reakcją ludzi, którzy bardzo pozytywnie odbierali akcję promocyjną i w kondukcie szli za nami zobaczyć co się dzieje.” Okazuje się jednak, że nie tylko liderzy dali coś dzieciom, ale dzieci odwdzięczyły się tym samym. Ewelina wspomina: „Generalnie te dzieci były cudowne! Jedna dziewczynka narysowała mi mangę japońską i napisała po japońsku moje imię!”. Nawiązując do cudowności tych dzieci, chciałabym dodać jeszcze bardzo motywującą, zasłyszaną opinię jednej z zuchenek – „Ta zabawa to jest jeden z powodów, przez które nie chcę wracać”.

 

 

Końcówkując

Ogólnie rzecz biorąc może się wydawać, że event był jedynym projektem. Jednak tak nie było. Liderzy, mimo tego, że mieli ręce pełne roboty, w tajemnicy przygotowywali coś więcej!

Cała liderówka była jednym wielkim polem obserwacji. Wszyscy podczas zajęć nie tylko skupiali się na ich treści merytorycznej, ale także mieli oczy i uszy szeroko otwarte na zachowania trenerów. Dzięki temu wychwycili takie szczegóły jak taśmowe kółeczka Basi Rostek, energetyki Michała Tragarza czy niesamowity śmiech Adama Markuszewskiego. Zebrawszy wszystkie takie małe, acz charakterystyczne cechy trenerów – przygotowali liderówkową parodię…

Śmiechom nie było końca. Trenerzy z wielkim zdziwieniem wpatrywali się w to, co się dzieje na ich oczach. Oglądali siebie, oczami liderów. Było to niesamowite, fantastyczne i przezabawne doświadczenie, a przede wszystkim – forma podziękowania za przekazaną wiedzę oraz fantastyczną zabawę i atmosferę podczas pobytu w Zwierzyńcu.

 

Łzy, łzy, a gdzieś tam pożegnanie

Każdy projekt pozostawia za sobą wspomnienia – i dobre, i złe. W tym przypadku jestem skłonna stwierdzić, że liderówka pozostawiła zdecydowaną większość tych dobrych, ba, fanatycznych! Jednak wszystko musi się kiedyś zakończyć. Już na zawsze w pamięci liderówkowiczów pozostanie Zwierzyniecki event, flash mob na plaży, Maciek Żegota biegający deszczu krzycząc „Jesteśmy dziwni, jesteśmy dziwni i sponsoruje nas CEO!” i wiele, wiele, wiele innych epizodów.

Czego się nauczyłam podczas pobytu na liderówce? Nauczyłam się tego, że dobry lider to już jest sukces oraz tego, że nigdy nie należy tracić nadziei, nawet jeśli coś idzie po prostu beznadziejnie. Błażej Michalak zgadza się ze mną całkowicie: „Doszedłem do wniosku, że jak źle by nie było, to nie można się poddawać”.

Na marginesie warto wspomnieć, że nie był to ostatni raz kiedy nasi liderzy się spotkali. Wywiązała się między nimi tak silna więź, że już tydzień po zakończeniu projektu – wyruszyli do Zamościa, a później do Lublina, aby wspierać jedną z nich. To są prawdziwi liderzy, to się nazywa przyjaźń.

Wszystkie drogi prowadzą do Zwierzyńca. Mam nadzieje, że jeszcze nie raz zaprowadzą tam i Ciebie, i mnie.

 

Więcej zdjęć z Liderówki znajdziecie na działaszowym fanpage'u na Facebooku.

 

Magdalena Szczerbaciuk

fot. Kacper Biaduń, slider Zuza Naruszewicz