15-05-2013

Okazuje się, że o ile licealiści po zajęciach z przysposobienia obronnego czują się pewnie w zakresie pierwszej pomocy, o tyle studenci przyznają, że niewiele z tego pamiętają. – Cieszę się, że nie miałem sytuacji, w której miałbym kogoś ratować. Uczyłem się tego w liceum, ale tego było za mało – przyznaje Tomek (23l.) z Wrocławia.

 

12 września w sieci pojawia się nagranie z ostrowskiego deptaka. Młody mężczyzna osuwa się na ziemię. Mijają minuty, aż ktoś do niego podejdzie i zdecyduje się zadzwonić na pogotowie. To stacja Ostrów24 dokonała prowokacji, by sprawdzić, ilu ludzi będzie skorych do udzielenia pomocy leżącemu (Michałowi Śniademu, tak naprawdę ratownikowi medycznemu). Wyniki nie wydają się zadowalające – nikt nie był w stanie rozpocząć akcji reanimacyjnej, pomoc ograniczała się do wykonania telefonu na pogotowie. Jak wygląda znajomość zasad pierwszej pomocy wśród młodych osób z innych miejscowości?
- Nie sądzę, żebym była w stanie komuś pomóc w razie potrzeby  – mówi Małgorzata, 22-letnia studentka z Wrocławia. – Miałam szkolenia kilka razy, ale prawie nic z nich nie  pamiętam.
Lepiej ocenia się Marta, 17-letnia uczennica z Gorzowa Wielkopolskiego:
- Na pewno po zajęciach z przysposobienia obronnego wiem o pierwszej pomocy więcej niż przed nimi. Czy byłabym w stanie komuś pomóc? Jeśli tylko bym nie spanikowała…  
Faktem jest, że najczęstszą przyczyną nieudzielenia pomocy jest właśnie strach. Niektórzy się wstydzą, inni boją się, że zrobią potrzebującej osobie krzywdę. Taka ostrożność jednak częściej prowadzi do niebezpieczeństwa, niż mu zapobiega.
- Chodzi o to, żeby nie bać się działania, tylko szybko podejść, zapytać „proszę pani, czy mnie pani słyszy?”, sprawdzić oddech i automatycznie podejść do akcji – wypowiada się Gosia, przedstawicielka Joannitów z II Liceum Ogólnokształcącego w Gorzowie Wielkopolskim. Chwileczkę… Joannitów?

 

Joannici Dzieło Pomocy

Stowarzyszenie działa w Polsce od 20 lat. W szkole – od kilku. W dni, w których nie ma pielęgniarki, przygotowani do tego uczniowie zajmują się pomocą medyczną.
- Najczęściej to chyba mamy przypadki złamań. Dużo było ostatnio, kiedy na wuefie były zaliczenia ze skoku przez płotki. Ale mamy też „stałych klientów”, osoby, które są przewlekle chore, stale biorą leki, czasami mają ataki. Wtedy jedynie dzwonimy na pogotowie – tłumaczy mi Gosia. Jest Joannitką od roku. Była nawet na zawodach ratowniczych, na  których odbywają się symulacje wypadków – na drodze, przy samochodzie, leży człowiek udający ofiarę, na przykład z rozerwaną ręką. Liczy się poprawność i czas akcji ratunkowej. Jest stres, ale to też przygotowuje do podobnych sytuacji w prawdziwych życiu. Pytam  Gosię, czy poza szkołą zdarzyło jej się być świadkiem wypadku czy zemdlenia.
- Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Na szczęście.

 

Podaj dalej

Od września Joannici uczą pierwszej pomocy chętnych pierwszoklasistów.
- Na PO uczą jak opatrzyć złamanie. Ale nie pokazują, jak dowiedzieć się, co jest złamane. To właśnie pokażemy nowym na zajęciach – mówi Klaudia, która od roku wraz z Basią, maturzystką, zajmuje się grupą. Rok temu wyszkolił je Robert Rajtar, ratownik medyczny. Przeprowadził też kurs pierwszej pomocy przedmedycznej. Teraz Klaudia i Basia przekazują swoją wiedzę dalej. A tak naprawdę podstawowa procedura reanimacji krążeniowo-oddechowej (RKO) wcale nie jest trudna. Wystarczy po prostu mieć odwagę podejść do  osoby, której coś się stało, zapytać, czy nas słyszy, sprawdzić występowanie oddechu (można także spojrzeć, czy źrenice są duże a paznokcie białe – to świadczy o  nieprzytomności) i nie bać się rozpocząć masażu serca. Powinno się także opróżnić usta osoby, której za chwilę przeprowadzi się reanimację. Najnowsze zalecenia mówią o uciskaniu miejsca pomiędzy mostkiem a wysokością obojczyków 30 razy (tam znajduje się serce) oraz zrobieniu dwóch wdechów przy jednoczesnym zatkaniu nosa osoby poszkodowanej. I tak na  zmianę. Sztuczne oddychanie może być przeprowadzone nawet przez chusteczkę – choć zdecydowanie bardziej zalecana jest specjalna maseczka. Wrażliwi zaś mają prawo nawet w  ogóle nie przeprowadzać sztucznego oddychania, jeśli mają opory ze względów higienicznych.

 

RKO? Rzadko w praktyce

- Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się przeprowadzać RKO – mówi Basia.
Faktycznie, w  szkole trudno o wypadek samochodowy czy problemy z sercem, które częściej przytrafiają się starszym osobom. Skąd więc nacisk na nauczanie zasad resuscytacji? Mimo, że nieczęsto jesteśmy świadkami wypadków samochodowych czy nagłych zasłabnięć, to nigdy nie wiadomo, czy komuś taka pomoc nie będzie potrzebna. W Gorzowie Wielkopolskim głośno było o sprawie Marty Piekarz, której cztery lata temu nikt nie udzielił pomocy, kiedy zasłabła na przystanku tramwajowym. Zwykłe uciskanie serca zapewne zapobiegłoby niedotlenieniu mózgu, przez które dziewczyna długo zmagała się z chorobą i  zmarła po roku. Natychmiastowe rozpoczęcie resuscytacji, jak udowodniono w 2010 roku , zwiększa trzykrotnie szanse na przeżycie.

 

Ania Dulny-Leszczyńska

Zdjęcie: CC BY NC Deacon Kevin